Wspinaczka w skale, T. Donahue, C. Leubben
Są książki, które prawie każdy wspinacz powinien mieć na półce. Jedną z nich na pewno jest Wspinaczka w skale, klasyczna pozycja autorstwa Craiga Luebbena, za którą autor otrzymał w 2004 roku National Outdoor Book Award w kategorii Podręczniki.
Powodem do sięgnięcia po Wspinaczkę w skale jest jej drugie wydanie, niedawno przetłumaczone i wypuszczone na nasz rynek przez wydawnictwo Galaktyka. Już na pierwszy rzut oka możemy zauważyć, że na okładce widnieje dodatkowe nazwisko – Topher Donahue. To współautorstwo wynika niestety z przykrych okoliczności. Craig Luebben zginął w wypadku w 2009 roku. Został uderzony bryłami lodu podczas wspinaczki w Górach Kaskadowych. Topher był przyjacielem Craiga. Aktualnie zajmuje się głównie fotografią, multimediami i pisaniem.
Wspinaczka w skale wydana jest starannie, na grubym, gumowanym papierze. Ilustruje ją 400 czarno-białych zdjęć i rysunków, co szczególnie ważne podczas poruszania tematyki, której nieznajomość może przynieść przykre konsekwencje. Na ponad 350 stronach znajdziemy między innymi to, czego kiedyś nauczyliśmy się na kursach wspinaczkowych, a o czym zapomnieliśmy, a co powinniśmy sobie przypomnieć przed wyjazdem w Dolomity, Tatry, czy Sokoliki.
Najbardziej wartościowymi rozdziałami Wspinaczki w skale są opisy sprzętu oraz sposoby jego zastosowania. Kostki, friendy, Big Bro (przyrząd wynaleziony przez autora, służący do asekuracji w rysach), punkty naturalne, liny, taśmy, węzły, wspinaczka na własnej, asekurowanie, prowadzenie, autoratownictwo, techniki wspinania w rysach…, to najmocniejsze punkty całej książki. Dodatkowy materiał w wydaniu drugim (w sumie ponad 50 stron) to przede wszystkim nowe techniki asekuracyjne, w tym technika wyhamowania odpadnięcia ze współczynnikiem 2 (str. 233).
Osoby początkujące mogą przerazić się ilością omawianych technik, a nawet zniechęcić ich skomplikowaniem. Niepotrzebnie. Chyba nikt, poza instruktorami uczącymi tego materiału, nie zna i nie używa wszystkiego, co znajdziemy w książce. Mamy raczej kilka ulubionych technik z danej tematyki, a o pozostałych wiemy, że istnieją. Nie sądzę też, że pozycja ta może być zamiennikiem szkolenia. Instruktor znający niuanse danego zagadnienia nauczy nas więcej, dzieląc się dodatkowo doświadczeniem z operowania w danym rodzaju skały. Mimo to Wspinaczka w skale jest pozycją niezwykle cenną, nawet jeśli uzupełniającą.
Dowiemy się z książki co nieco o treningu, a nawet o bulderingu, chociaż te rozdziały są krótkie i opisują temat po macoszemu. Wystarczy wspomnieć, że wg autora buldery można pokonywać w stylu On Sight. Otóż nie można. Bulder zrobiony w pierwszej próbie, jest bulderem pokonanym w stylu Flash. Jeśli interesuje Cię więc głównie trening, a nie zabawy z liną, Wspinaczkę w skale możesz sobie darować. O treningu wspinaczkowym więcej dowiesz się z mojego bloga, a gdybyś chciał zabrać się za trenowanie, zachęcam do skorzystania z indywidualnego planu treningowego.