A na sekcji u Janka ludzie się pokasowali…
Jakiś czas temu spotkałem kumpla z centrum wspinaczkowego, w którym kiedyś trenowałem. Był ciekaw jak jest w obiekcie, do którego chodzę teraz. Powiedziałem co myślę, po czym on dodał, że chodzą słuchy, iż na sekcji wspinaczkowej jednego z instruktorów ludzie pokasowali barki. Zaskoczyło mnie to bardzo, bo zauważyłem, że właśnie ten konkretny instruktor zwraca szczególna uwagę na poprawną rozgrzewkę i rozmaz oraz pilnuje techniki wykonywanych ćwiczeń. Zacząłem się zastanawiać nad tematem odpowiedzialności instruktora za kontuzje podopiecznych, szczególnie że w poprzednim centrum na wszystkich sekcjach wspinaczkowych (poza zajęciami dla początkujących), nawet u doświadczonych instruktorów, kontuzje zdarzały się często i słuchy chodziły podobne. Po czyjej stronie więc leży odpowiedzialność za kontuzje?
Podstawowy cel planu treningowego, niezależnie od tego, czy układam go dla siebie czy dla klienta, to unikanie kontuzji. Po to klient wykonuje testy przed rozpoczęciem treningów, żebym mógł w miarę poprawnie ustalić obciążenia z jakimi będzie ćwiczył oraz wyłapać błędy czy problemy, które mogą się skończyć kontuzją. Czy daje to 100% gwarancję? Nie. Jak pokazują badania na wspinaczach, możemy być pewni, że w pewnym momencie swojej przygody z treningiem wspinaczkowym złapiemy kontuzję i najprawdopodobniej będzie ona dotyczyć palców, barków lub łokci. Przemyślany trening ma na celu odwleczenie tego momentu w czasie, przy jednoczesnym zagwarantowaniu progresu. Co ciekawe, wspinaczka jest tak specyficznym i skomplikowanym sportem, że uszkodzenia ciała pojawiają się najczęściej nie w czasie zawodów czy prób podniesienia swojego maksa, ale w czasie treningu, co jest odwrotnością w porównaniu np. ze sportami siłowymi czy gimnastycznymi. Spowodowane jest to chociażby tym, że w czasie treningu wspinaczkowego izolujemy daną część ciała lub powtarzamy w kółko jeden wzorzec ruchowy pod dużym obciążeniem, co na drodze w skałach występuje w o wiele mniejszym natężeniu. Natomiast gimnastycy czy ciężarowcy na maksa idą w czasie zawodów, a trenują ze znacznie niższymi obciążeniami.
Załóżmy jednak, że zgodnie ze statystyką nie udało nam się uniknąć kontuzji na zajęciach sekcji wspinaczkowej. Czy winny jest instruktor, u którego trenowaliśmy? Odpowiadając, trzeba się odnieść do konkretnej sytuacji, bo pytań na które szukamy odpowiedzi jest mnóstwo:
- Czy trenowaliśmy z tym instruktorem od samego początku naszej kariery wspinaczkowej, czy może mamy już za sobą dziesiątki treningów u innych ludzi i tysiące przechwytów w skałach? Obarczanie odpowiedzialnością instruktora , który widzi nas czwarty raz w życiu nie ma zbytniego sensu. Mogliśmy sobie narobić problemów znacznie wcześniej, a skutki pojawiły się dopiero teraz, bo np. obciążyliśmy organizm w nowy sposób.
- Czy jeśli jest to nasz nowy instruktor, zrobił z nami wywiad i podstawowe testy mobilności w barkach?
W dzisiejszych czasach, gdy siedzimy na krzesłach po kilkanaście godzin dziennie, czasami nie powinny nawet zaczynać ćwiczeń na drążku, bez wcześniejszego przywrócenia pełniejszej mobilności w barkach. Nie wspomnę nawet o tak niebezpiecznych trenażerach, jak chwytotablica czy kampus. - Czy powiedzieliśmy instruktorowi w jakim jesteśmy stanie zdrowotnym, czy może zatailiśmy coś z jakiegoś powodu? Czy przed każdym treningiem jesteśmy sami ze sobą szczerzy co do formy, jaką w danym dniu mamy?
Jeśli w czasie wywiadu zapomnieliśmy o ważnej informacji, to obarczanie instruktora odpowiedzialnością jest nie fair. - Czy mamy już za sobą jakieś kontuzje, albo jesteśmy świeżo po cyklu ciężkich treningów?
Kontuzje mają to do siebie, że tkanka już raz uszkodzona, jest słabsza nawet po jej wygojeniu, przez co kontuzje mogą pojawić się znowu, no chyba że zmienimy błędny wzorzec ruchowy, który do nich doprowadził.
Będąc po cyklu ciężkich treningów nasze ciało jest już konkretnie napoczęte, o czym pisałem w tym wpisie. - Czy chodzimy na treningi do danego instruktora regularnie?
Instruktorzy często trenują podopiecznych zgodnie z jakimś planem, nawet jeśli jest on dosyć ogólny. Zgodnie z nim zwiększają obciążenia z treningu na trening, albo przechodzą od jednego systemu energetycznego, do drugiego. Jeśli nie chodzimy regularnie na zajęcia, a zamiast tego część treningu prowadzimy na własną rękę, instruktor nie ma kontroli nad progresją obciążeń. Czy w takiej sytuacji odpowiedzialność za kontuzje jest po jego stronie? - Czy trenujemy coś jeszcze, poza samą wspinaczką?
Może poza zajęciami sekcyjnymi chodzimy na crossfit albo siłownię, albo dorzucamy dodatkowe dni wspinania o dużej intensywności? Czy takie dodatkowe aktywności prowadzimy regularnie, czy z doskoku? To drugie może być zbyt dużym szokiem dla organizmu, to pierwsze może spowodować akumulację mikrouszkodzeń. - Czy wysypiamy się dostatecznie długo? Czy mamy odpowiednią dietę? Czy unikamy używek? Czy mamy zdrowe sposoby na odreagowywanie życiowych stresów?
Instruktor nie jest naszą mamusią, nie będzie pilnował, o której wracamy z imprezy i pod wpływem jakich środków. Jednak to wszystko ma wpływ na naszą regenerację i może się przyczynić do kontuzji. - Czy jeśli w czasie ćwiczenia coś nas boli, informujemy o tym instruktora?
To my, ich podopieczni, czujemy ból, a nie osoba, która zadała nam jakieś ćwiczenie. Oczywiście instruktor mógł się pomylić, wysłał nas np. na chwytotablicę, chociaż nie jesteśmy na to gotowi, ale ślepe zaufanie nie jest najlepszym pomysłem. Instruktor to tylko człowiek. To że wspina się ileś lat dłużej od nas i ileś stopni lepiej, nie świadczy o tym, że mamy mu ślepo ufać (tutaj widzę wielka rolę samokształcenia). Jeśli nie zasygnalizujemy instruktorowi tego, że coś jest nie tak, nie będzie miał szans nam pomóc. Co innego, jeśli zasygnalizowaliśmy, a on to zlekceważył. - Czy instruktor informuje nas w jakim momencie cyklu treningowego jesteśmy, z jakimi odczuciami może się on wiązać, czym skutkować, czego w związku z tym powinniśmy unikać, a o co zadbać?
Jeśli instruktor odbębnia tylko zajęcia, po czym pozostawia podopiecznych samym sobie, nie wykazuje się zbytnią odpowiedzialnością. Jeśli jednak ostrzegł nas przed jakąś aktywnością, a my to zignorowaliśmy, nie mamy prawa mu nic zarzucać.
Takich pytań mógłbym zadać jeszcze wiele, ale już na podstawie powyższych widzimy, że odpowiedzialność za kontuzje nie spoczywa tylko na barkach instruktorów.
Zdarzy się więc, że u Janka ludzie pokasują się jeszcze nie raz, ale jeśli Janek ma głowę na karku, a jego podopieczni nie są osłami, to wszyscy usiądą razem i pomyślą dlaczego kontuzja się pojawiła i jak można jej uniknąć w przyszłości.
Jeśli jesteś zainteresowany indywidualnym planem treningowym, zapraszam tutaj.