Jak układać repliki dróg wspinaczkowych
Repliki dróg wspinaczkowych nie są niczym nowym. Symulantem pracującym na replikach był chociażby Jerry Moffat, ale był nim i Wolfgang Gullich. Nie bójmy się symulować.
Weekendowi wojownicy mają problem, szczególnie w deszczowej Polsce.
Załóżmy, że upatrzyliśmy sobie jakąś drogę. Jest ona na naszym limesie, więc żeby na niej zawalczyć, musimy się naprawdę postarać. Projekt będzie wymagał więcej niż dwóch prób.
Przy słabych warunkach pogodowych i możliwości wspinania się tylko w weekendy może minąć sporo czasu, zanim uda się oddać dostateczną ilość prób.
A co, jeśli może i pogoda byłaby dobra, ale do rejonu wspinaczkowego mamy np. 1000km, jak pewien łojant z Rumuni, który zamarzył sobie Action Direct:
Rozwiązaniem są repliki dróg wspinaczkowych.
Budujemy symulator drogi, ale na sztucznej ścianie, do której mamy łatwy dostęp, dzięki czemu możemy zmusić nasz organizm do zaadaptowania się do obciążeń i wymogów podobnych, jakie czekają nas na naszym oryginalnym projekcie.
Jest kilka filozofii związanych z budową symulatora:
- Symulator ogólny. Wychodzimy z założenia, że nie da się idealnie odwzorować skały. Budujemy więc kilka wersji. Po opanowaniu pierwszej, zmieniamy jakiś szczegół i szlifujemy formę na kolejnej wersji, potem znowu i znowu. Zmieniamy kąt nachylenia ściany, wielkość chwytów, odległości. Robimy wersje łatwiejsze i trudniejsze. Dopiero dzięki temu będziemy mieli większą pewność, że nasz organizm przystosuje się do obciążeń, jakie prawdopodobnie spotkają nas na oryginalnej drodze. Dlaczego? Jeśli wykujemy na blachę tylko jedną wersję, wystarczy że podczas przejścia oryginału nie spasuje nam jeden element, a stracimy pewność siebie, co nie jest najlepszym pomysłem na drogach na naszym maksie.
- Symulator idealny. To taktyka Toma Randalla z Lattice Training, który sugeruje, aby repliki dróg wspinaczkowych na tyle idealnie odwzorowywały oryginał, na ile to tylko możliwe. Robimy więc zdjęcie oryginalnej drogi. Mierzymy odległości chwytów od siebie. Robimy zdjęcia samych chwytów. Strugamy nawet swoje, jeśli nie możemy znaleźć chwytu gotowego, idealnie oddającego to co na skale.
Podejście pierwsze jest dłuższe, ale bardziej rozwojowe. Jest jak strzelanie z shotguna – istnieje duża szansa, że trafimy więcej celów. Wyniesiemy z tego podejścia więcej umiejętności technicznych, niż gdybyśmy tylko w kółko próbowali kilku bardzo trudnych przechwytów symulatora idealnego.
Podejście drugie pozwoli zminimalizować czas spędzony na treningach. Niczym snajper atakujemy dokładnie to, co potrzebne do odhaczenia naszego projektu.
Używania repliki dróg wspinaczkowych:
- Budując symulator samego miejsca kluczowego, musimy pamiętać o tym, że przechodząc oryginał napotkamy na ciąg dłuższych trudności, niż tylko kruks, więc ćwicząc na symulatorze musimy brać to pod uwagę.
Czym innym jest robienie kruksa ze stania, a czym innym po wcześniejszym pokonaniu nawet łatwej części drogi.
Poza dodatkowym wysiłkiem dochodzą jeszcze aspekty psychologiczne – wstawka tylko w miejsce kluczowe inaczej działa, niż skradanie się do niego poprzez 10 metrów terenu, na którym jeszcze wiele może się zdarzyć…
W takiej sytuacji przynajmniej próbujemy oddać ten sam rodzaj wysiłku na symulatorze, np. poprzez wcześniejsze trawersowanie w miejsce kluczowe na symulatorze, jeśli zbudowaliśmy go na bulderowni.
Również jeśli kruks znajduje się w połowie drogi, na symulatorze również powinniśmy jeszcze wspinać się jakiś czas po pokonaniu trudności. - Ostrożnie dozujmy czas poświęcony symulatorowi, aby nie nabawić się kontuzji z powodu eksploatowania dosyć ograniczonego zestawu ustawień ciała i przechwytów. W związku z tym pamiętajmy o konkretnym treningu mięśni antagonistycznych.
- Neil Grasham, brytyjski trener wspinaczki, sugeruje aby repliki dróg wspinaczkowych były trudniejsze niż oryginały. Po opanowaniu wersji pierwszej symulatora, zakładamy kamizelkę z obciążeniem i wracamy do pracy. Dzięki temu, gdy wylądujemy na projekcie, będziemy czuli zapas.
Ta strategia przeznaczona jest dla bardziej zaawansowanych wspinaczy.
Wybierzmy odpowiednią strategię w zależności od naszego podejścia do wspinania, możliwości czasowych i sprzętowych oraz historii przebytych kontuzji.