Kto nie pozwala, abyś robił trudniejsze drogi?
W skałach spotkałem swojego podopiecznego.
Współpracuję z nim od dłuższego czasu, wkłada w treningi kawał roboty, nie obija się. Wspina się na tyle często, na ile może. Ma sporo skalnych metrów w łapach. Jednak z jakiegoś powodu nie wychodzi to w trudnościach pokonanych dróg. Na początku myślałem, że to klasyczny przykład osoby, która w późniejszym okresie treningów wybucha nagle mocnymi przejściami, gdy już w głowie zaklika, że nadszedł czas, zacznie w siebie wierzyć. Jednak w jego przypadku tak nie było. Każdą trudniejszą drogę musiał wyrywać siłą po wielu wyjazdach, co było dla niego bardzo frustrujące.
Długo zastanawiałem się, dlaczego tak jest w jego przypadku, a że wspinaczka jest mocno złożonym sportem, było się nad czym zastanawiać. Pierwszym co zawsze przychodzi na myśl w takiej sytuacji, to głowa. Jeśli ktoś w siebie nie wierzy, w skałach działa znacznie poniżej swoich fizycznych możliwości.
Jednak to wytłumaczenie zawsze wydaje mi się chowaniem głowy w piasek. Sięganie po argument głowa, to sytuacja przypominająca lekarza, który problemy pacjenta tłumaczy drażliwym jelitem, stresem albo fibromalgią, gdy tak naprawdę nie potrafi przyznać się, że brakuje mu wiedzy, umiejętności i chęci zmagania się z systemem, aby pomóc pacjentowi.
Z tych powodów przyglądałem się podopiecznemu uważnie. Technicznie było niewiele do zarzucenia. Siłowo wiedziałem, że jest ok. Wtedy skupiłem się na asekurancie. Okazało się, że asekuruje go osoba bliska, która się nie wspina. To częsta sytuacja wśród niektórych par, że jedna osoba nie wspina się wcale, albo wspina się tylko na wędkę.
Brak skalnego doświadczenia asekuranta było widać już przy pierwszej drodze. Lina na zmianę albo zwisała z przyrządu smętnie do ziemi, albo wspinacz musiał o nią walczyć. Asekurant stał jak słup soli, niespecjalnie zwracając uwagę na rytm wydawania. Na dodatek stał idealnie pod wspinającym się.
Gdy podopieczny wchodził w kruksa trudnej drogi, jego ruchy stały się sztywne i spięte, a oczy rozbiegane. Coraz częściej zerkał na osobę asekurującą. Z ledwością zrobił drugą wpinkę, walcząc z asekurującym, po czym odpadł. Lot był niepotrzebnie długi i zakończył się upadkiem na linę oraz bolesnymi otarciami.
Wtedy zrozumiałem powolny progres podopiecznego.
Bycie asekurowanym przez osobę bliską bez doświadczenia wspinaczkowego wiąże się z kilkoma minusami (są oczywiście również plusy):
- Pozwalając się asekurować osobie nie wspinającej się, jesteś skazany na kogoś bez doświadczenia odpadania i lotu. To wiąże się z brakiem wyobraźni ze strony asekuranta nt tego, co ci się może stać, gdy on nie dopełni pewnych kluczowych zaleceń asekuracji.
- Przestajesz asekurantowi ufać, co powoduje, że wspinasz się poniżej swoich możliwości. To rodzi frustrację i spadek motywacji.
- Jeśli jednak chcesz pokonywać trudne drogi, jesteś zmuszona/ny na zrobienie fizycznego zapasu w postaci 1-1,5 stopnia więcej od aktualnego najtrudniejszego RP. To przybliża cię do kontuzji lub wypalenia treningowego, bo zbliżasz się do maksimum swojego potencjału genetycznego, fizycznej wytrzymałości tkanek oraz możliwości regeneracyjnych ciała.
Jak zdiagnozować, czy problem dotyczy ciebie i twojego asekuranta oraz co z tym zrobić?
- Zerknij do swojego kapownika i prześledź kto asekurował cię na najtrudniejszych projektach oraz ile te projekty wymagały od ciebie wyjazdów i wstawek (mam nadzieję, że wpisujesz takie dane!).
- Zwróć uwagę na swój stan umysłu, gdy asekuruje cię doświadczony wspinacz oraz niedoświadczony asekurant, z którym najczęściej jeździsz w skały. Zapisuj takie informacje w kapowniku.
- Przyjrzyj się, jakie drogi atakujesz gdy jedziesz w skały z osobą bliską i asekuracyjnie niedoświadczoną. Być może nieświadomie obniżasz wtedy poprzeczkę, co sugeruje, że nie ufasz asekurantowi.
W czasie trudnych prowadzeń asekuracja powinna być ostatnią rzeczą, jaka zaprząta twoją głowę. Aby to osiągnąć, najlepiej wprowadzić wszystkie poniższe rozwiązania na raz:
- Zabieraj niedoświadczonego asekuranta tylko na wspinaczkę na łatwych drogach oraz na pracę nad projektem. Na najtrudniejsze prowadzenia staraj się wybierać ze sprawnymi asekurantami.
- Zadbanie o swoje bezpieczeństwo jest twoim obowiązkiem! Jeśli nie masz wyboru odnośnie asekuranta , przeszkól go dobrze albo zadbaj o to, aby ktoś inny go przeszkolił. Weryfikuj pracę asekuranta regularnie i nie bój się zwracać mu uwagi, jeśli coś robi nie tak. Jeśli to naprawdę osoba bliska, zrozumie, że chodzi o twoje zdrowie i życie, i nie będzie się unosiła honorem.
- Pozwól wyłapać asekurantowi kilka (naście? dziesiąt?) lotów, abyście się czuli z tym dobrze. Asekurant musi wiedzieć, jak zachowuje się ciałko w czasie odpadnięcia. Bez doświadczenia lotów samemu, jego wyobraźnia jest bardzo ograniczona. Dzięki temu treningowi, będzie przygotowany na różne sytuacje, np. lot znad pierwszej wpinki, albo gdy druga wpinka grozi glebą.
- Nie ćwiczcie gleby! 😉
- Pracuj nad umiejętnością koncentrowania się na drodze, ruchu, oddechu, aby odwrócić uwagę od asekuranta (zakładam że już potrafi poprawnie asekurować).
- Macie jakieś swoje strategie? 🙂