Moon Board – najlepszy trenażer na świecie
Wspinacze i trenerzy z całego świata są zgodni: nie ma lepszego trenażera wspinaczkowego niż Moon Board! Z całym szacunkiem dla Wolfiego G., wynalazcy campusa, produkt Bena Moona jest czymś znacznie ciekawszym i dającym więcej radochy.
Moon Board? A cóż to za magiczna maszyna?
Na pierwszy rzut oka wygląda jak mocno przewieszony bulder i nic poza tym. Rzeczywiście jest to mocno przewieszony bulder, ale budowany zawsze wg dokładnej instrukcji znajdującej się na stronie. Każdy Moon Board powinien wyglądać tak samo, niezależnie od tego, czy wspina się po nim John w Nebrasce, czy Janusz w Sosnowcu. Mamy więc to samo przewieszenie (40 stopni), tę samą wysokość całkowitą i szerokość (3,15m i 2,44m), tę samą długość ścianki roboczej (ok 363cm). Dlaczego akurat takie wymiary? Powód jest prosty: standardowa sklejka w UK ma wymiar około 122cm x 244cm. Co najważniejsze, każdy Moon Board ma te same chwyty, w tych samych miejscach, pod takim samym kątem, przykręcone w kolumnach i rzędach oznaczonych literami i cyframi, co trochę przypomina szachy. Kupić można je tylko u samego Bena. Aktualnie proponuje on trzy główne zestawy (w każdym po 50 sztuk):
- Zestaw Pierwotny (Original School Holds) – najmniejsze krawądki i ściski. Naśladują te, które Ben miał na ściance będącej pierwowzorem Moon Boarda, a znajdującej się kiedyś w legendarnym School Room w Sheffield.
- Zestaw A (Hold Set A)
- Zestaw B (Hold Set B)
Dwa ostatnie zestawy składają się z większych elementów i pozwalają na zabawę również mniej zaawansowanym osobom, chociaż nie oszukujmy się, Moon Board to raczej zabawka dla osób, które sprawnie operują na poziomie co najmniej 6.3 albo bulderowym 6B. Jaka jest różnica w wielkości chwytów w zestawach? Znaczna. Wystarczy wspomnieć, że Zestaw Pierwotny waży 5kg, a pozostałe po 14kg. Poza tym można dokupić zestaw „szpaksów”, czyli niewielkich chwytów przykręcanych wkrętami gdzie popadnie oraz zestaw dodatkowych stopni.
Dlaczego tak istotne jest korzystanie z konkretnego ułożenia chwytów
Tutaj właśnie ukrywa się cała zaleta Moon Boarda. Po skonstruowaniu maszyny, instalujemy aplikację na komórkę (albo wchodzimy na stronę), wyświetlamy buldery z interesującego nas zakresu trudności i łoimy do skutku! Jeśli jesteśmy leniwymi cyfrarzami, którym nie zależy na chociażby minimalnym rozwoju umiejętności wizualizacji, możemy nawet zamontować specjalne LED-owe oświetlenie, dzięki któremu od razu zobaczymy poszukiwaną przez nas kombinację. Odpada więc problem wymyślania samemu bulderów, co prawie zawsze sprowadza się do robienia tego, w czym i tak jesteśmy dobrzy. Jeśli nie jesteśmy pewni jak zrobić dany kłopotek, możemy podejrzeć go na filmie, pod warunkiem, że ktoś taki filmik zamieścił. Możemy też sami balda ocenić a nawet napisać komentarz. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie przed dodawaniem własnych kombinacji do bazy bulderów, żeby Jing z Hongkongu mógł na nim podziałać i powiedzieć co myśli.
Czy to się sprawdza? Maszyna Bena jest idealna do rozwoju mocy, siły i tzw. body tension, czyli umiejętności utrzymania napięcia pomiędzy różnymi częściami naszego ciała. W związku ze sporym przewieszeniem i brakiem ewidentnych klam, mamy do czynienia z klasycznym treningiem siłowym, czyli kilkoma sytymi ruchami, czasami wymuszającymi bańkę lub wylot nóg. Wynalazek ten poleca wielu łojantów i to niekoniecznie sponsorowanych przez firmę Anglika, że wspomnę choćby o Joe Kinderze, czy Aleksie Megosie. Wspinacze z naszego podwórka (Adam „Gaduła” Karpierz) również używają Moon Boarda i to nawet do treningu pod przejścia wielowyciągowe w Tatrach, co świadczy o tym, że przy odrobinie inwencji można przy pomocy wynalazku Bena wyćwiczyć wytrzymałość siłową. Maszyna musi działać skoro autor jakiś czas temu na swoje 50 urodziny sprezentował sobie swoje pierwsze 9a…
Comments
zawsze marzyłem o wspinaczce górskiej. niestety ze względu na moje zdrowie – a raczej jego brak – nie mogę sobie na to pozwolić 🙁
To mówisz, że masz problemy zdrowotne nie pozwalające ci się wspinać? Większe od nich? 🙂